Breslau 2015 CDN Polska , czyli cały czas gnój i nic łatwiej. Po poniedziałkowym oesie w Niemczech , mieliśmy 380km lawetooesu :) i znaleźliśmy się przy poligonie w Biedrusku. Praktycznie na styk ,żeby zdążyć na nocny ok 80 km oes.Czyli mega wywaleni szykowaliśmy się na wojnę.Niestety to co wywalczyliśmy w Niemczech jeszcze nie było uwzględnione w liście startowej i znowu startowaliśmy z końca z 38 pozycji. W zaistniałej sytuacji , skończyły się dyskusje o taktyce i zostało nam tylko zapier...lanie
:) taki lajf albo do góry , albo nic.Poszliśmy na ogniu od początku. Szybko wyprzedziliśmy pierwsze załogi i cisneliśmy dalej. Wywaliliśmy większość konkurencji , zaczęliśmy wyprzedzać quady , motory i auta cross country. Żarło zajebiście , wróciła wiara w zespole. Szliśmy jak przecinaki na przeprawach , pierwszą robiąc tylko na windzie , potem Rumburak tylko warczał i wyrzucał tony gnoju w nocne niebo miażdżąc trasę. Na jednej z przepraw niechcąco najechaliśmy na utopionego quada ciotki Aliny
;) , przeprosiliśmy , nie miała pretensji.No i tu się skończyło. po przeprawie padł alternator a prądu było za mało na dojazd do mety.Ponad godzinę zajęło nam naprawienie altka z dostępnych komponentów i posiadanymi narzędziami.Mc Gaiwer byłby z nas dumny.Przewaga szła w pizdu , byliśmy załamani.Po przyjeździe na bazę zła passa trwała dalej , kierownikowi złamał się w ręku nóż taktyczny,założył więc prysznicowy klapek który leżąc na agregacie stopił się i skurczył o 3 numery i w takim za ciasnym poszedł z Koparą do łaźni w której oczywiście była zimna woda.Tylko mocny alkohol mógł uspokoić skołatane nerwy i utulić załogę do snu ,mieliśmy dość. Pomimo wszystkich tych fajerwerków przyjechaliśmy nockę na 14 miejscu co pozwoliło nam do dnia wystartować bardziej z czuba.Wtorek dzień 120 km. Mega gnój na trasie , ciężko jechać szybko , ale się staramy.Ciśniemy.Znowu wyprzedzamy kolejne załogi , idziemy w czubie.Fajnie bo wszyscy już nas kojarzą i grzecznie zjeżdżają , jak zatrąbimy. Myślę .że francuzi pomimo tego ,że ich postawiliśmy na koła zrobili nam "reputację" :)I znowu gong.
Tracimy po przeprawie wspomaganie. Kierownik próbuje jechać bez , ale teren jest za trudny i stajemy się naprawić.Znowu nas wszyscy doganiają.Naprawiamy się i odrabiamy straty.Myślę ,że inne załogi mają już z nas ubaw , czyli tzw. bekę.Idziemy bardzo dobrze , przeganiamy czołowe załogi gonimy pierwszą trójkę i 13 km przed metą wybucha nowy alternator.Nie wiemy co jest w tym gnoju na Biedrusku , ale nigdy wcześniej nie mieliśmy takich sytuacji.Znowu wszystko idzie w pizdu naprawiamy się ok 30 minut i lecimy do mety. Końcówka jednak jest bardzo trudna.Jest mega gnój. Rumburak daje ognia i przechodzimy na kołach. Jednak na wylocie spotykamy wklejone od godziny polskie quady.Wyrywamy Pierona mechanikiem.Quad jest tak zabetonowany ,że rwiemy dwie taśmy i dopiero trzecia próba , za wahacz kończy się sukcesem. Wyciągamy gada na "suche" obracamy się rozjeżdżając w quadzie przód i łamiąc lampy.Znowu przepraszamy i ciśniemy dalej :) , jednak było to kolejne 15-20 minut.Na szybko naprawiony altek , zaczyna bić po 18volt. Boimy się ,że spalimy instalację i nie dojedziemy do mety.Zapinam wszystkie ,światła , wentle i wszystko co jest na prąd , żeby obniżyć napięcie. Skutkuje robimy metę.Okazuje się , że pomimo wszystkiego kończymy oes na 6tym miejscu. Mozolna praca i krok po kroku do góry , naprawdę kurewsko ciężko.Środa , 69km , liczymy na szybki łatwy i przyjemny oes.Niestety , jak łatwo się domyślić , było jak zwykle. Szybki start , wyprzedzamy pierwsze załogi.Dojeżdżamy do pierwszej próby i robimy ją mykiem na ogniu i kołach , takim małym gównianym trawersem , ale szybko. Po nas już nastąpił tam armagedon
:). Gnoju na trasie po sufit , mijamy utopioną quadem Alinę i chwilę później grzęźniemy w beznadziei. Kopara tonie z liną i nie jest w stanie się wydostać.Ciotka Alina idzie z odsieczą , dojeżdża górą do próby i na linie wyciąga Koparę z gnoju. Nie ma to jak mieć dobrą Ciocię :)Lecimy dalej na odcince , jak się okaże później zaczynamy mieć spalanie na poziomie 65litrów na sto
;). Ponieważ trasa się zapętla , utopiona ciężarówka korkuje trasę.Znowu tracimy wypracowaną przewagę a wyprzedziliśmy już wszystkich i gonimy tylko Anglika.On niestety przeleciał przed korkiem. Tracimy kolejne minuty i decydujemy się na ryzykowny objazd,Udaje się , przelatujemy i kilka metrów dalej wybucha prawe przednie koło. Słowa Kopary oddają wszystko "nie może kurwa żreć , no kurwa nie może". Wieszamy Rumburaka na drzewie i ładujemy zapas.Ktoś ma naszą lalkę woodu i wbija w nią dużo szpilek.Potem jednak , już idziemy na ogniu , odrabiamy straty i nie ma więcej awarii.Gościu od szpilek i woodu zrobił sobie przerwę i niech tak zostanie.Trasa bardzo trudna , ale dolatujemy na metę i mamy drugi czas. Wreszcie zaczyna żreć. Jutro walczymy dalej.Chłopaki z serwisu reanimują dzika a my ładujemy akumulatory. Walka jest trochę beznadziejna , ale jak powiedział Artur , szef walterteamserwis.pl "powiesiliście flagę nad namiotem , to macie kurwa walczyć" a serwisu trzeba słuchać ...CDN